To już cztery lata (o ile dobrze liczę i pamięć mnie nie myli), jak na dobre opuściłam szkolne mury i zaczęło się pseudo-dorosłe życie. Według rocznika to już 22 lata na karku, a w duszy ciągle 18-latka.

Zaczynając studia już chciałam je kończyć i w końcu zacząć żyć tak, jak chce - pojechać tu czy tam; wiadomo praca, ale nie czuć tej presji, że egzaminy, że jakieś inne zaliczenia... Wrócić z pracy i móc bez żadnych wyrzutów sumienia usiąść albo po prostu poczytać. Natomiast teraz, kiedy zbliża się koniec studiów, trzeba zacząć pisać prace licencjacką to chyba nie chce kończyć przygody z uczelnią wyższą (tak, wiem - odbiło mi w tym momencie), jeszcze bym mogła studiować jakiś jeden kierunek - magisterkę zrobić. Chociaż gdzieś tam z tyłu głowy jakiś mały głosik mi mówi "po co kolejne lata bezsensownych przedmiotów, jak można zrobić jakieś kursy". Jak na razie, ten głosik jest o wiele głośniejszy od chęci kontynuowania studiów. Jak żyć, jak żyć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Daruj sobie uszczypliwe komentarze.
Mylić się rzecz ludzka, ale czasem uznawane przez Was "pomyłki" są celowe - tzw. gra słów.
Jeśli będę chciała przeczytać Twojego bloga, zrobię to.
Spamując nie zachęcisz mnie do odwiedzin.
A poza tym, dzięki za poświęcony czas :)